Z pożółkłych kart przeszłości (7)

Nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, jak wiele problemów nastręcza spisywanie życiorysów ludzi – szczególnie tych, którzy już odeszli. Są ludzie, których spisany życiorys mieści się w kilku linijkach druku; inni wymagają – co najmniej książki.

Mało już jest tych, którzy mogliby powiedzieć – znałem kaznodzieję Edwarda Kulessę; niektórzy znają jego syna, br. Egona Kulessę (mieszka w Canberze). Dlaczego sięgamy po to nazwisko?

Urodzony w XIX wieku, w Borkowicach Śląskich, był jednym z 14 dzieci w swojej rodzinie. Brał udział w I Wojnie Światowej, w Powstaniu Śląskim, w walkach o niepodległość Polski, w II Wojnie Światowej – lecz najbardziej walczył pod sztandarem Zbawiciela.

M. E. Kulessa przeżył 87 lat. W 24 roku życia Edward podjął pracę ewangelizacyjną, w której wytrwał – 64 lata; w Polsce – 37 i po przejściu na emeryturę w Australii (Newcastle, Sydney i Canberra) – 27 lat. Okres duszpasterstwa kazn. Edwarda Kulessy przypada na początki rozwoju adwentyzmu na terenach Polski.

Spisując życiorysy i przeżycia naszych pionierów, odtwarzamy historię adwentyzmu w Europie i w Polsce – przenosimy się później na Kontynent australijski.

Takich pionierów było więcej, ale pamięć o nich się zaciera. Często możemy w prasie kościelnej tamtych czasów znaleźć tylko krótką wzmiankę (krótki życiorys!), lub nekrolog.

Niektóre sytuacje życiowe, szczególnie w okresie wojen, nie są zrozumiałe dla tych, którzy ich nie przeżyli; lub są naświetlane jednostronnie – dlatego i tym razem zostaną dołączone krótkie notki historyczne – dla lepszego zrozumienia ówczesnych problemów i zaszłości… oraz okoliczności w jakich przyszło Edwardowi żyć.

– Bogusław Kot

Młodość

Pod koniec XIX wieku, a dokładnie 29.IX.1899 r. w miejscowości Borkowice k/Kluczborka, w rodzinie Pauliny i Franciszka Kulessów urodził się syn M. Edward Kulessa. Teren ten należał do utworzonego w 1871 r. cesarstwa niemieckiego, a uprzednio królestwa pruskiego. Ludność tam zamieszkała, porozumiewała się ze sobą w języku polskim i niemieckim.

Gdy wybuchła I Wojna Światowa, Edward miał już 15 lat i zrozumiał, że za parę lat będzie nosił mundur wojskowy – tak się też stało. W okresie wzmożonych walk na froncie niemiecko-francuskim, Edward został zmobilizowany i skierowany na ten front. Nie walczył długo, gdyż armia francuska wzięła do niewoli cały oddział młodzieżowy i osadziła go w obozie jenieckim na terenie Francji. Dla Francji wojna się skończyła, ale jeńcy wojenni pozostali do dyspozycji armii francuskiej.

Nowoutworzony rząd już w niepodległej Polsce, toczył nadal boje celem wyznaczenia nowych granic państwa. Generał Józef Haller (1873 – 1960) przebywający we Francji, organizował jednostki polskie – celem przerzucenia ich na front polsko-ukraiński. Generał Haller zaapelował do jeńców znających język polski, aby zgłaszali sie do armii polskiej, w ten sposób będą mieli możliwość szybkiego powrotu do Kraju, do domu.

Masowo zgłaszali się Ślązacy i Poznaniacy znający język polski, między innymi był także Edward. Zaciągający się do tej armii nie zawsze zdawali sobie sprawę, że będą musieli sobie tę Polskę, ten dom – wywalczyć.

Żołnierze zostali ulokowani w wagonach kolejowych, wagony pozamykano i cały transport ruszył na wschód. Rozpoczął się nowy etap w życiu młodego Edwarda.

Walki frontowe toczyły się między wojskiem polskim i oddziałami ukraińskimi ze zmiennym szczęściem.

W czasie działań wojennych jakiś zabłąkany pocisk „wpadł” do jamy ustnej Edwarda, przebił prawe ramię żuchwy, przeszedł przez prawy obojczyk i utkwił w górnym płacie prawego płuca. Dla Edwarda wojna była zakończona; po zdemobilizowaniu pojechał w rodzinne strony. Leczenie nie powiodło się i kula tkwiła w płucu przez kilka następnych lat.

Edward – hutnik

Edward został zatrudniony jako hutnik, ale ciężka praca, wysoka temperatura otoczenia, zapylone powietrze oraz chore płuco, zmusiły go do opuszczenia huty i podjęcia innej pracy zarobkowej.

Edward – kolejarz

Praca na kolei była bardziej odpowiednia pomimo niezagojonej rany postrzałowej. Starszy kolega Edwarda pan Kargol, wręczył mu egzemplarz miesięcznika „Znaki Czasu” – tak dla poczytania. Pan Kargol zdziwił się, gdy Edward poprosił o więcej takiej literatury. Żona p. Kargola była adwentystką, zaproponował więc Edwardowi, aby on zamieszkał u niego w domu – bo ma wolny pokoik, a tam będzie mógł czytać, pytać, otrzymywać wyjaśnienia. Taka propozycja spodobała się Edwardowi.

Po rocznej pracy na kolei i studiowaniu literatury adwentystycznej, Edward poprosił o chrzest, i w niedługim czasie udzielił mu go kazn. J. Kunic. Był już rok 1923.

Edward – kolporter, ewangelista

Literatura adwentystyczna w języku polskim i niemieckim była już dostępna i kolporterzy rozpowszechniali ją po domach. Edward podjął się wykonywania pracy kolporterskiej i czynił to z dużym powodzeniem. Wkrótce został oddelegowany do Warszawy, gdzie objął w Kościele funkcję kierownika kolportażu. Po niedługim czasie wrócił na Śląsk, gdzie został kaznodzieją próbnym na teren – Rybnik, Pszczyna i Dąbrowa Górnicza.

W 1924 roku w Bydgoszczy odbył się 10 dniowy kurs dla pracowników biblijnych rekrutujących się głównie z kolporterów – z udziałem Edwarda.

W 1926 r. chirurg szpitala warszawskiego usiłował wydobyć z płuca pocisk karabinowy, ale bez powodzenia. W następnym 1927 r., chirurg w szpitalu rybnickim zdołał ten pocisk usunąć operacyjnie – pocisk ten przeleżał w płucu ponad 7 lat. Na ciele Edwarda pozostały na zawsze tylko blizny.

W 1928 r. odbył się I Europejski Kongres Młodzieży w miejscowości Chemnitz (Saksonia). Edward brał udział w Kongresie, jako jeden z 4 delegatów z Polski. Kongres wskazywał na duży postęp adwentyzmu w 10 lat po zakończeniu wyniszczającej I Wojnie Światowej.

Małżeństwo i ordynacja

Już 30 letni ewangelista (kaznodzieja próbny) poślubił Mete, Erika Arlt – członkinię zboru w Katowicach. Matka Mety, była jedną z pierwszych adwentystek katowickich, która często wspominała duży Zjazd Namiotowy zorganizowany w 1910 roku (na którym to Georg i Maria Czemborowie zapoznali się z adwentyzmem – patrz Saga rodu Czemborów, Wiadomości Polonii Adwentystycznej, nr 4/2006 r).

W 2 lata po ślubie tj. w 1931 r. ewangelista Edward został ordynowany do urzędu kaznodziejskiego, odbyło się to w Bielsku Białej, a ordynacji dokonał sekretarz Generalnej Konferencji (USA) – W. A. Spicer.

Gdy małżonkowie M. i E. Kulessowie pracowali w Dąbrowie Górniczej, urodził się syn Egon. Edward pracował w miejscowościach: Będzin, Mysłowice, Jaworzno k. Mysłowic (gdzie ochrzcił br. Jana Skrzypaczka) – tam schodziły się granice trzech byłych cesarstw europejskich.

Po 1934 r., kaznodzieja Edward pracował w Bydgoszczy, a w 1938 r. został przeniesiony do Tczewa. Natomiast jego placówkę w Bydgoszczy zajął kazn. Jan Gomola.

II Wojna Światowa

Wybuch II Wojny Światowej był okrutnym ciosem dla młodego jeszcze państwa polskiego, a tym bardziej młodej adwentystycznej organizacji kościelnej. Wschodnie tereny Polski zajęte przez Armię Czerwoną przeżyły “współczesną inkwizycję”. Duchowieństwo wszystkich denominacji religijnych skazane było na gwałtowną lub powolną zagładę. Jedynym sposobem uniknięcia represji komunistycznej, było opuszczenie miejsca zamieszkania. Duchowieństwo oraz liczni zwolennicy adwentyzmu, opuścili zagrożone tereny.

Duchowieństwo ukraińskie przedostawało się na tereny zachodnie, z zamiarem dotarcia na zachód – aż do kontynentu amerykańskiego. Pozostałe, nie mające możliwości wyjazdu lub innego wyjścia – stało się ofiarą brutalnego reżimu sowieckiego.

Duchowieństwo polskie z terenów centralnych lub zachodnich trwało w ciężkich warunkach okupacji niemieckiej.

Duchowieństwo niemieckie w Rzeszy, było powoływane do służby wojskowej. Opuszczone zbory w Rzeszy i na terenach okupowanej Polski, były obsługiwane przez członków – przeważnie kobiety, a na terenach Polski przez tych, którzy znali język niemiecki.

Okręg przejściowy – Tczew

Cała rodzina kazn. Edwarda opuściła Bydgoszcz udając się do Tczewa. W Bydgoszczy pozostał kazn. Jana Gomolę. Był już rok 1938. Sytuacja polityczna polsko-niemiecka komplikowała się. Napięcie wojenne narastało w całej Europie. Zbliżała sie II Wojna Światowa… Kazn. Edward Kulessa dostał powołanie do czynnej służby wojskowej (duchowieństwo protestanckie w Polsce przedwojennej nie było zwolnione od służby wojskowej).

Kazn. Edward pojechał do Komendy Wojskowej w Bydgoszczy. Przewodniczący komisji jakoś dziwnie przyglądał się Edwardowi, a potem powiedział: „panie Kulessa, niech pan idzie do domu i dobrze się odżywia, pan nie nadaje się do służby wojskowej”.

Następnego dnia tj. 1.IX.1939 r. Rzesza Niemiecka rozpoczęła działania wojenne wobec Polski. W Polsce zawrzało… w Bydgoszczy wybuchły rozruchy… Pod naporem armii hitlerowskich, 3 września zaczęły przejeżdżać przez Bydgoszcz z północy na południe cofające się oddziały polskie z Borów Tucholskich – zostały one zaatakowane przez obywateli niemieckich (tzw. V kolumnę). Wówczas wojsko i polska cywilna obrona miasta samorzutnie stłumiły prowokację… były setki ofiar śmiertelnych po obydwu stronach.

W tym czasie w Bydgoszczy na ul. Lipowej 9 przebywali kaznodziejowie Edward Kulessa i Jan Gomola. Jednego dnia usłyszeli łomotanie do bramy, po otworzeniu – zobaczyli dwóch Polaków w cywilu, którzy przyszli zabrać naszych kaznodziejów (ktoś zaskarżył ich – jako Niemców). Na szczęście wstawił się za nimi mieszkający na I piętrze, pan Kryska (przychylny adwentystom) – pokazał przybyłym jakiś znaczek na odwrocie klapy marynarki.

Był on prawdopodobnie działaczem w katolickiej polskiej organizacji. Życie dwóch kaznodziejów zostało uratowane. Nie zdając sobie sprawy z zagrożenia (podwórko posesji kościelnej przy ul. Lipowej 9 było otoczone wysokimi murami) kazn. Edward wyszedł na podwórko i dzięki opiece Bożej znów ocalał – ktoś z sąsiedniego budynku z balkonu oddał 2 strzały, które świsnęły niemalże koło głowy. Komuś bardzo zależało na pozbyciu się – nazwijmy to “sekciarskiego” duchownego. Edward – podziękował Bogu za ochronę…

5 września do Bydgoszczy wkroczyły wojska niemieckie i podjęto akcję odwetową za tak zwaną przez Niemców – “krwawą niedzielę” – zaczęła się pacyfikacja miasta. Prowadzono łapanki, rozstrzeliwano Polaków na ulicach – tak m.in. zginął nauczyciel – ojciec s. Danuty Gabrieli Jurek długoletniej księgowej kościoła Adwentystów w Polsce – nie pomogło to, że żona była pochodzenia niemieckiego.

Tego samego dnia, kiedy Niemcy wkroczyli do Bydgoszczy (wtorek 5.IX.1939 r.) zgromadzili tysiące mężczyzn złapanych na ulicach i wyciąganych z domów, na wielki plac otoczony wysokim murem przy ul. Sienkiewicza.

Po segregacji, większość wypuszczono do domów. Niejaki pan Lenz (właściciel sklepu spożywczego) był wielką pomocą w uwolnieniu br. Edwarda Kulessy i br. Jana Gomoli. Okazało się, że również był zatrzymany br. Oskar Gomola (syn Jana) – ktoś zadenuncjował Niemcom, że był widziany w mundurze. Była to tylko częściowa prawda, bo Oskar nosił „mundur” – Czerwonego Krzyża, kiedy pełnił służbę sanitariusza.

Żona kazn. Kulessy pobiegła więc szybko na plac. Zdążyła na czas, bo akurat zamykano bramy. Przecisnęła się do środka i po znalezieniu Oskara oświadczyła po niemiecku – chodź do domu. Obok stał oficer niemiecki, któremu s. Kulessowa wyjaśniła, że zaszła pomyłka i poprosiła aby otwarto bramę – co też ku zdziwieniu wszystkich się stało i tak Oskar Gomola został ocalony.

Pozostałych mężczyzn wywożono do Lasku Gdańskiego, gdzie ich rozstrzelano – zginęła wtedy cała polska śmietanka intelektualna Bydgoszczy.

Praca duszpasterska na Pomorzu

Adwentystyczne duchowieństwo w Niemczech było powoływane do wojska niemieckiego, a ich placówki wakowały z powodu braku duchowieństwa zastępczego. W takich okolicznościach kierownictwo Kościoła Wschodnioniemieckiego (przewodniczącym był wówczas kazn. Budnik) oraz Diecezja Pomorska (kazn. Dombrowski) – zaproponowali Edwardowi objęcie okręgów Szczecinek i Piła, Edward przyjął propozycję. Z braku pomieszczeń dla rodziny, Edward zamieszkał w Szczecinku, żona z synem pozostali w Tczewie.

Powracająca fala

Sytuacja na froncie wschodnim ulegała ciągłym zmianom na niekorzyść Niemiec. Armia Czerwona wypierała Wermacht na zachód. Na jeden rok przed zakończeniem wojny, kazn. Edward został powołany do wojska (26.V.1944 r.) i skierowany do Szczecina na przeszkolenie wojskowe.

Ponieważ kazn. Edward przekroczył już wiek 45 lat, nie został więc skierowany na front, ale do służby wartowniczej w głębi kraju, do miejscowości położonej 12 km. od obecnego Połczyna Zdroju.

W pobliżu mieścił się obóz dla jeńców radzieckich, a komendant i jego zastępca słynęli ze srogości. Strażnicy traktowali jeńców wg regulaminu, a strażnik Edward Kulessa – był bardziej duszpasterzem i „ojcem” niż strażnikiem.

Żona Meta wraz z synem Egonem odwiedzili Edwarda, ale już nie mogli wrócić do Tczewa, gdyż Armia Czerwona zdążyła zająć teren wokół miasta.

Komendanci obozu jenieckiego nie zdążyli opuścić „miejsca pracy”, więc zostali rozstrzelani przez samych jeńców. Strażników wzięto do niewoli. Dzięki Bogu i wydanym najlepszym opiniom przez jeńców, Edward został otoczony najlepszą opieką, a całej rodzinie Kulessów pozwolono opuścić teren przyfrontowy i udać się na Śląsk, wolny od działań wojennych.

Do domu! – na Śląsk!

Był już marzec 1945 r. Odległość z Połczyna do Bydgoszczy wynosiła ok. 200 km Transport pasażerski był bardzo utrudniony, dokuczał głód i chłód… część podróży odbyto pieszo.

Po dotarciu do Bydgoszczy wspaniałą przystanią dla utrudzonych wędrowców stał się dom kościelny przy ul Lipowej 9. Można było się zatrzymać i odpocząć w mieszkaniu kazn. J. Gomoli, które zabezpieczyła s. Weronika Wrzesińska. Na I piętrze nadal mieszkał p. Kryska.

Dalszą podróż na Śląsk odbyli pociągami i w końcu marca cała rodzina Edwarda zamieszkała w rodzinnym domu w Borkowicach k. Kluczborka.

Edward znalazł pracę w Gminnej Radzie Narodowej, jako urzędnik stanu cywilnego i kierownik aprowizacji – z czegoś trzeba było żyć. Przepracował tam 18 miesięcy. Zaczęły się wtedy problemy z uzyskaniem wolnej soboty na dalszy okres. Edward musiał się zwolnić i zaczął szukać innej pracy – nie było łatwo! Z konieczności podjął pracę zarobkową u gospodarzy wiejskich jako robotnik rolny. Tak przepracował ok. 2 lat – tzn. do roku 1948.

Kościół Adwentystów Dnia Siódmego w tym czasie, był w stadium organizacyjnym. Zostały zorganizowane na nowo struktury administracyjne i kazn. Jan Gomola zatrudnił Edwarda w okręgu gliwickim, gdzie przepracował ok. 4 lata, następnie w okręgu wrocławskim – ok. 6 lat. Kazn. Edward Kulessa był wieloletnim członkiem Rady Kościoła.

Odwiedzając grupę adwentystów w Oleśnicy, kazn. Edward ochrzcił w 1959 r. pana Kargola dawnego kolegę kolejarza, który pierwszy podał Edwardowi egzemplarz „Znaków Czasu”.

W Kluczborku mieszkała rodzina kazn. Mariana Kota tzn. rodzice Maria i Antoni (nie adwentysta) oraz siostra Urszula – byli oni przesiedleni tutaj ze Lwowa.

Miłe były sobotnie nabożeństwa sobotnie po zakończonej ruinie wojennej i duszpasterskiej tułaczce – zbierało się tam 8 – 10 członków zboru.

Kazn. Edward Kulessa przez 30 lat pracował w wielu zborach Polski. W 1960 r. z uwagi na stan zdrowia, przeszedł na emeryturę i wyjechał do Australii, ale i tu nie spoczywał na laurach. Na nowym kontynencie udzielał się aktywnie na terenie Sydney, Newcastle – ostatnie lata swego życia spędził w Canberze.

22 lipca 1986 r. zmarł i spoczął w czerwonej, australijskiej ziemi, pod błękitnym niebem oczekuje na powtórne przyjście swojego Zbawiciela, o którym głosił niemalże przez całe swoje życie. Żona Edwarda – Meta Kulessa, również spoczywa na cmentarzu w Canberze. Niezbadane i dziwne są losy człowiecze – naznaczone na ziemi ciągłą wędrówką.

opr. dr Tadeusz Niewiadomski

Egon Kulessa (syn Edwarda)

Wieloletnim członkiem Canberra National SDA Church, jest Egon Kulessa wraz z żoną Lilą z domu Nurzyńskich.

Egon urodził się 13 maja 1932 r. w Dąbrowie Górniczej, pow. Będzin. W latach 1949 – 52 studiował w Seminarium Duchownym Kościoła Adwentystów w Kamienicy na Śląsku, po ukończeniu którego pracował w kościele.

W okresie tzw. stalinowskim, kościół adwentystyczny (zresztą tak jak i inne!) przeżywał trudne chwile. Seminarium zostało zamknięte, a Służba Bezpieczeństwa otwarcie ingerowała w sprawy wewnętrzne Kościoła. Zaczęły się inwigilacje, zmuszanie do współpracy i donosów – władze narzucały swoje prawa.

Po aresztowaniu rektora Seminarium, pastora Andrzeja Maszczaka, aresztowano kilku innych duchownych, a wśród nich – Egona Kulessę. Pewnego dnia Egon otrzymał wezwanie do stawienia się w UB – nie należało to do przyjemności. Urzędnik UB dążył do „pozyskania nowego donosiciela” – Egon się nie zgodził i nie podpisał „umowy”.

Usłyszał w odpowiedzi – „możemy to załatwić inaczej” – i załatwili! Wytyczono z jakiegoś błahego powodu sprawę sądową i zapadł wyrok. Prokurator domagał się 4 lat. Egon otrzymał 2 lata odsiadki.

Odsiedział 19 miesięcy w latach 1953 – 1955, w Katowicach, Gliwicach – a jako więzień pracował w kopalni Chorzów 3 – nie był to łatwy czas dla niego…

Po odbyciu kary i po zwolnieniu z więzienia – czekało na Egona wezwanie do odbycia – służby wojskowej. Egon stanął przed komisją wojskową. Kapral postawił pytanie – „jakie masz wykształcenie”? Egon jak nigdy przedtem powiedział bez namysłu – mam ukończone Seminarium Duchowne Kościoła Adwentystów. Podoficer uśmiał się serdecznie i zapisał nazwisko.

Ponieważ do jednostki trafiłem w nocy, w łóżku znalazłem się (mówi Egon) o godz. 5 rano, a 3 minuty po godzinie szóstej wchodzi kapral i pyta – czy tu jest szeregowy Kulessa? Odezwałem się i usłyszałem – do dowódcy kompanii. Kapitan zapytał – umiecie pisać? Odpowiedziałem – nie wiem, wczoraj umiałem, dziś nie próbowałem. Obok stał kapral, który się śmiał…

Kapitan oświadczył – będziecie w kancelarii pisarzem kompanii. Wychodząc, zapytałem kaprala czemu się śmiał i wybrał mnie spośród 250 rekrutów.

Usłyszałem – byłeś w seminarium, ja też byłem, w katolickim, ale księdzem nie zostałem; miałem wybrać pisarza kompanii – wybrałem ciebie.

Po powrocie z wojska Egon wrócił do pracy w kościele i pracował tam przez dalsze 2 lata od 1957 – 1959.

W roku 1959, rodzina Kulessów wyjechała do Australii. W Newcastle mieszkali do roku 1970, gdzie Egon pracował w Electricity Commision of NSW, a później w Canberze 22 lata w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, do chwili przejścia na emeryturę z powodu złego stanu zdrowia.

Egon i Lila Kulessowie mają 2 dzieci, nadal mieszkają w Canberze.

opr. Bogusław Kot

Z ostatniej chwili

Życie współredaktora tego działu – dr Tadeusza Niewiadomskiego – zostało przecięte chorobą, która poczyniła duże zniszczenia w organizmie. Tadeusz nie zdążył już dokończyć rozpoczętej pracy nad tym odcinkiem – odszedł w szpitalu po 7 tygodniach walki o życie.

Epitafium….

Było jeszcze tyle zamierzeń… planów… Rok 1948, Warszawa w gruzach leżąca… tu i tam sterczące kikuty zrujnowanych domów – wyludnione ulice.

Ulica Foksal 8 – wypalone stropy i zniszczone ściany bez okien. W podwórzu oficyna przygotowana do zamieszkania przez kaznodzieję zboru warszawskiego. To tam, jako mały chłopiec zamieszkałem z rodzicami, to tam poznałem młodego studenta Akademii Medycznej – Tadeusza Niewiadomskiego; pełnego życia i humoru, przy różnych okazjach deklamującego długie fragmenty „Pana Tadeusza” – Adama Mickiewicza, podziwiałem Tadeusza pamięć.

Od tego czasu, losy nasze splotły się na całe życie. W Polsce spotykaliśmy się na zjazdach, wycieczkach np. po jeziorach mazurskich…

Po wielu latach spotkaliśmy się znów, ale tym razem w Australii – na II Kongresie Polonii Adwentystycznej, w Canberze – był to rok 1975. Teraz częściej mieliśmy kontakt tzn. na Kongresach i przez telefon. 3 lata temu Tadeusz z żoną Danusią, przeprowadzili się do Melbourne i od tej pory spotykaliśmy się często, prowadziliśmy długie rozmowy o znajomych, o dawnych czasach, zdarzeniach i życiu.

Czasami wybieraliśmy się w góry Dandenong do Szelbrooke Forest, gdzie wśród niebotycznych eukaliptusów, starych olbrzymich paproci, w leśnej ciszy przerywanej czasami skrzekiem kolorowych papug… spacerując rozmawialiśmy o starych przekazach ojcowych z wczesnej historii adwentyzmu w Polsce, na Wołyniu i Litwie…

Tadeusz lubił to miejsce… Tam powstawały odcinki znane wszystkim – „Z pożółkłych kart przeszłości”, w Wiadomościach Polonii Adwentystycznej w Australii.

Raz kiedyś, gdy już Tadeusz podupadał na zdrowiu, właśnie tam w tym australijskim buszu, półgłosem deklamował (jak za dawnych lat):

„Litwo! Ojczyzno moja! ty jesteś jak zdrowie;
Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie,
Kto cię stracił. Dziś piękność twą w całej ozdobie
Widzę i opisuję, bo tęsknię po tobie…”

Innym razem wdychając zapach eukaliptusów – gigantów, jak dąb zwany Bartkiem z Puszczy Białowieskiej – wsłuchując się w odgłosy buszu, choć to nieco inne bory:

„…wszystkim się zdawało,
że Wojski wciąż gra jeszcze, a to echo grało.
Ile drzew, tyle rogów znalazło się w boru,
Jedne drugim pieśń niosą jak z choru do choru.
I szła muzyka coraz szersza, coraz dalsza,
Coraz cichsza i coraz czystsza, doskonalsza,
Aż znikła gdzieś daleko, gdzieś na niebios progu!”

Tadeuszu, tak zniknąłeś Ty! – zostają „Pożółkłe karty przeszłości” … i pamięć po Tobie. Do zobaczenia Przyjacielu!

– Bogusław

© Wiadomości Polonii Adwentystycznej w Australii  4/2007 r (Polish Adventist News)

One Response to Z pożółkłych kart przeszłości (7)

  1. koala says:

    To są historie które budują i chwała Bogu za takich ludzi.

Leave a Reply

Fill in your details below or click an icon to log in:

WordPress.com Logo

You are commenting using your WordPress.com account. Log Out /  Change )

Facebook photo

You are commenting using your Facebook account. Log Out /  Change )

Connecting to %s

%d bloggers like this: