Z pożółkłych kart przeszłości (15)
2012/11/21 3 Comments
Biała Podlaska
Od sześciu lat wędrujemy po całej Polsce, spisując historie ludzi, wspominając dzieje ich życia – a przy okazji dzieje grup, zborów a tym samym życia samego Kościoła. Ellen G. White uczulała swoich czytelników na kwestie pamiętania naszej przeszłości. „Patrząc wstecz na naszą historię, podążając krok za krokiem do miejsca , w jakim się obecnie znajdujemy, mogę powiedzieć: chwała Panu. Spoglądając na to co Pan dał, jestem pełna podziwu i ufności w Chrystusa jako lidera. Co do przyszłości nie musimy się niczego obawiać, chyba że zapomnimy drogę, jaką Pan nas prowadził i naukę płynącą z naszej historii.” (Ellen G. White, Life Sketches, s. 196).
Dzisiaj powędrujemy do Białej Podlaskiej. Nigdy tam nie byłem i wiedziałem tylko tyle, że leży gdzieś tam – na wschodzie Polski. Pewnego dnia pr Eugeniusz Majchrowski powiedział, że chciałby napisać coś na temat historii zboru adwentystycznego w Białej Podlaskiej – ciekawa rzecz…zacząłem poszukiwać informacji o tym mieście i oto co znalazłem?
Miasto położone jest w północnej części województwa lubelskiego nad rzeką Krzną i na przełomie lat 50 i 60 ub. stulecia liczyło 20 tys. mieszkańców. Na początku XVII w. wzniesiono tu reprezentacyjną rezydencję Radziwiłłów, z której zachowały się tylko fragmenty skrzydła zachodniego i północnego z wieżami (w północnym mieściło się starostwo, a w zachodnim gimnazjum krawieckie), wieża wjazdowa (w górnej części wieży w omawianych czasach mieścił się Dom Kultury) i kaplica z polichromii z XVIII w. Główny pałac z wieloma innymi budowlami i wieżami został zburzony w 1870 r., Renesansowy kościół św. Anny, zbudowany w 1572 roku jako zbór ariański, został przebudowany w latach 1596 – 1603 na kościół katolicki. W tym czasie istniały dwa inne kościoły: barokowy klasztor (w którym w omawianym czasie mieściło się żeńskie Gimnazjum i Liceum) i kościół reformatorów (dzisiaj św. Antoniego) oraz kościół bazylianów z końca XVII w. Miasto zostało założone w XV w., a od połowy XVI w. było własnością Radziwiłłów. W XVII w. mieściła się w Białej Podlaskiej filia Akademii Krakowskiej. W odrodzonej Polsce (przed i po drugiej wojnie światowej) mieściło się tam męskie Gimnazjum i Liceum im. J. I. Kraszewskiego. Przed wojną w mieście była fabryka samolotów, która została zbombardowana i zburzona na początku wojny.
Bogusław Kot
A oto historia Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego w Białej Podlaskiej w opracowaniu pastora Eugeniusza Jana Majchrowskiego.
ZACHOWAĆ OD ZAPOMNIENIA
W życiu tak się układa, że często wracamy do przeszłości. Dzieje się to z różnych powodów. Są to sentymentalne powroty do tego co było a czego już nie ma i więcej się nie powtórzy. Czasami są to wspomnienia z młodych lat, a niekiedy z całego życia, które chcemy przekazać potomności. Często są to prace zbliżone do historii przeszłych dni i dotyczą wielu zagadnień. Trudno mi powiedzieć co stało się powodem tego, że postanowiłem „odgrzebać” z zapomnienia zbór, który był moim drugim zborem, z którym byłem związany osobiście. Może powodem było to, że w czasie naszej ostatniej wizyty w Polsce w 2009 roku, kiedy odwiedziliśmy mego brata Waldemara i jego rodzinę w Białej Podlaskiej, w dniu sobotnim, nie mieliśmy sposobności chwalić Pana w większej grupie jak tylko nas troje: Cesia – moja żona, Waldek.- mój brat i ja mieliśmy wspólne nabożeństwo
Zastanawiałem się jak to się stało, że ten żywy niegdyś zbór już nie istnieje. Przyszło mi na myśl, że siedem zborów w Azji Mniejszej, wymienionych w Objawieniu św, Jana oraz wiele innych zborów, które zakładał i do których pisał listy ap. Paweł, także dzisiaj już nie istnieje. Ale było to blisko 2 tys. lat temu. W tym wypadku chodzi tylko o 50 – 60 lat. Postanowiłem więc w jakiś sposób przypomnieć jak powstał, jak się rozwijał i dlaczego przestał istnieć. Nie jest to historia zboru, ale prezentacja ludzi, którzy go tworzyli, aby służyć Bogu zgodnie z Jego naukami i dzielić się z innymi tą nadzieją, którą sami przyjęli. Starałem się przypomnieć sobie imiona i nazwiska (niekiedy tylko nazwiska) tych, którzy w różnych okresach tworzyli ten zbór.
Rodzice moi , Maria i Jan Majchrowscy oraz ja – Eugeniusz Jan, w niedzielę 17 lipca 1944 roku około godz. 14.00, opuściliśmy nasz dom i miasto Brześć nad Bugiem, na Polesiu, aby już nigdy na stałe tam nie wrócić.[1] W ciągu niespełna dwóch godzin (samochodem dostawczym) znaleźliśmy się w Białej Podlaskiej, a właściwie poza nią, w małej wiosce Cicibór (3 km na północ od miasta).
Zatrzymaliśmy się w niewielkim domu, w którym mieszkała rodzina braterstwa Stefanii i Józefa Nurzyńskich z dziećmi. W tym czasie mieszkali oni u matki Stefanii – Apolonii Ryżko z jej synem Bronkiem.
Braterstwo Nurzyńscy przyjęli adwentyzm w Brześciu nad Bugiem, Stefania została ochrzczona w 1932 roku a Józef rok później. Jednak już wcześniej, zanim poznali adwentystów, posiadając własną Biblię i znając 10 przykazań w niej zawartych, święcili sobotę. Z adwentystami zapoznali się w 1930 roku. Nurzyńscy mieli czworo dzieci – trzech synów: Tadeusza, Jerzego, Janka i córkę – Ligię. Na kilka lat przed wojną, w 1936 roku, wyjechali do Wilna, gdzie Józef otrzymał pracę na kolei z wolną sobotą. W Brześciu pracował jako konduktor na kolei i miał trudności z otrzymaniem wolnej soboty. W Brześciu też pozostawili własny dom.
Po zajęciu Polski przez Niemców i sowietów, Wilno zostało „wspaniałomyślnie” przekazane przez sowietów Litwie (dla jej uśpienia), po to by w połowie czerwca 1940 r. ponownie, tym razem z całą Litwą, stać się następną republiką radziecką. Jednakże miesiąc wcześniej, bo w maju, Nurzyńscy z trojgiem młodszych dzieci, zarejestrowali się na wyjazd do Generalnej Guberni. Natomiast najstarszy syn – Tadeusz, przez „zielone granice” przedostał się, z różnymi przygodami, do Armii Polskiej na Zachodzie, aby walczyć przeciwko najeźdźcom, zarówno sowietom jak i Niemcom. Wyjazd do Generalnej Guberni zorganizował rząd niemiecki. Wszyscy, którzy wyjechali z Wilna zostali umieszczeni w obozie koncentracyjnym w Prusach Wschodnich. Gdy zabrakło miejsca dla jeńców wojennych, cywilni „więźniowie”, po kilkumiesięcznym pobycie w obozie, zostali przewiezieni do Warszawy i tam po segregacji, niektórzy z nich, wśród których byli też Nurzyńscy, zostali wypuszczeni na wolność. Stamtąd mogli już jechać do Cicibora, do rodziny.
Pobyt w Ciciborze przyczynił się do powstania tam małej grupy adwentystycznej, która z czasem zaczęła się rozwijać. Na nabożeństwa sobotnie zgromadzano się w mieszkaniu Czesława Ryżko – syna Apolonii, który to mieszkanie dobudował dla siebie i swojej żony Marii.
W roku 1940 chrzest przyjęła Apolonia Ryżko, a także w tym samym roku został ochrzczony, przez kaznodzieję Wilhelma Czembora, najstarszy syn Nurzyńskich – Jerzy. W dniu 5 września 1942 roku ochrzczeni zostali: syn Apolonii – Czesław i jego żona Maria Ryżkowie. Drugi syn Apolonii Ryżko – Bronisław z żoną, nie przyjęli adwentyzmu, ale ich synowie zostali później ochrzczeni w Stargardzie Szczeciński. Następnymi członkami tej grupy stali się Jurkowska, jej córka po pierwszym mężu, Lewandowska oraz Zofia i Jan Boguszowie. W latach 1943-44 do grupy tej, przyłączyły się przez chrzest: siostra Stefanii – Józefa Cichocka i dwie siostry – Leokadia i Zofia Kuczyńskie, które wyszły za mąż (Leokadia za Musiała, a Zofia za Koca). Józefa Cichocka mieszkała z mężem Stanisławem i trzema nieletnimi synami: Jankiem, Pawłem i Danielem na tzw. Glinkach w Białej. Jej mąż przyjął adwentyzm później. Mieli także dwie zamężne córki: Reginę Kuźniarską z mężem Karolem i dwoma synami: Ryszardem i Kazikiem (w tym czasie nieletnimi) oraz Halinę Budzińską z mężem Bronisławem i nieletnim synem Bogdanem. Halina i jej mąż przyjęli chrzest w latach 1943-44, a Regina, która z adwentyzmem zapoznała się dużo wcześniej, przyjęła chrzest później, w 1945 roku. Przed wojną, jako 14 – letnia dziewczynka przebywała jakiś czas u Nurzyńskich w Brześciu i tam zaczęła praktykować adwentystyczny styl życia. Jednak po powrocie do Białej matka jej – Józefa, zabroniła Reginie wyznawania zasad adwentyzmu.
Na południe od Białej Podlaskiej, w odległości 30 km, położona była duża wieś Rossosz (gmina). W niej mieszkała druga siostra Stefanii, Sabina Jarocka z mężem Józefem – dróżnikiem i nieletnimi dziećmi. Już przed wojną dom ten odwiedzali dwaj kolporterzy: Eugeniusz Szworak i (?) Osmołowski. Kolportowali oni na terenie powiatu bialskiego – w mieście Biała Podlaska oraz Terespolu, Piszczacu, Konstantynowie, Leśnej Podlaskiej oraz innych miejscowościach. Stamtąd jechali zwykle do Brześcia. Zainteresowana prawdami biblijnymi Sabina, w 1938 roku przyjęła chrzest i została przyłączona do Kościoła Adwentystów. Mąż Jarockiej – Józef, zatrudniał w pracy drogowej Aleksandra Hajzera, który z żoną Józefą i dwoma małymi synami, Zbyszkiem i Zygmuntem, w czasie wojny mieszkał w Rossoszu. Aleksander z żoną Józefą, także przyjęli chrzest na początku lat 40 – zostali ochrzczeni w Rossoszu. Po zakończeniu wojny Hajzerowie przenieśli się do Białej Podlaskiej gdzie stali się członkami tamtejszego zboru.
Kilka miesięcy przed zakończeniem działań wojennych na Lubelszczyźnie, Jerzy Nurzyński wyjechał do Jarockich i był przez wujka zatrudniony przy robotach drogowych. Powodem tego była obawa aby Niemcy nie wywieźli go z Białej na roboty do Reichu. W ramach pracy wujek często wysyłał go na rowerze do Wisznic (jakieś 20 km. na południe od Rossosza) z jakimiś papierami. Myślał, że to było związane z pracą na drodze. Okazało się jednak później, że Józef Jarocki był członkiem Batalionów Chłopskich, a Jerzy był nieświadomym tego, kurierem. Wujek kazał mu notować ruch różnego rodzaju pojazdów na drodze, a on myślał, że było to związane z życzeniami władz niemieckich. Kiedy przyjechaliśmy do Cicibora Jerzy był już z powrotem w domu.
Po przyjeździe do Cicibora przenocowaliśmy tam jedną noc. Wiem o tym, że moi rodzice znali się z Nurzyńskimi w Brześciu, zanim obie rodziny przyjęły adwentyzm. (koniec lat dwudziestych ubiegłego wieku). Rano, następnego dnia po przyjeździe, mój tato poszedł piechotą do wsi Wilczyn (4 km od Cicibora) i od zamieszkałego tam mojego dziadka, Filipiuka, wziął furmankę i przyjechał nią do Cicibora i zabrał nas do Wilczyna, gdzie wynajęliśmy duży pokój u jednego z gospodarzy (u dziadka nie było miejsca z powodu licznej rodziny) i zamieszkaliśmy tam na krótki czas. Co sobotę chodziliśmy do Cicibora na nabożeństwa sobotnie, które tam się odbywały. W tym czasie Czesław Ryżko już nie żył, gdyż w 1943 roku zmarł na tyfus. Zaraził się od sowieckich jeńców wojennych, którzy uciekli z obozu jeńców w Woskrzenicach (około 10 kilometrów na wschód od Białej) i ukrywali się u Czesława. Jeden z nich przyjął później nauki adwentystyczne a inni przedostali się do oddziałów partyzanckich na tereny puszczy Białowieskiej. W Ciciborze, przed zakończeniem wojny, zmarł także Jan Bogusz, a jego żona, Zofia, zaraz po zakończeniu wojny wyjechała, prawdopodobnie, do Warszawy.
Pod koniec lipca Niemcy, pod naporem wojsk sowieckich, opuścili nasze tereny, a w Białej Podlaskiej zaczęto organizować różne urzędy, które podlegały tzw. władzy ludowej. Ponieważ nie zamierzaliśmy osiedlać się na wsi, a powrót do Brześcia nie wchodził w rachubę, tato zaczął poszukiwać pracy w mieście. Miał duże doświadczenie urzędnicze, gdyż przed wojną cały czas pracował jako urzędnik państwowy, dostał się do pracy w charakterze referenta w starostwie powiatowym, gdzie dostał na piśmie gwarancję wolnej soboty. Ja natomiast zapisałem się do Gimnazjum i Liceum J. I. Kraszewskiego w Białej Podlaskiej (w XVII w, była to filia Akademii Krakowskiej). Problem jednak polegał na tym, że do Białej trzeba było z Wilczyna codziennie chodzić 7 km piechotą. Postarałem się o rower, ale tato nadal chodził piechotą. Tato dokonał jednej ważnej rzeczy. Mianowicie – przekonał brata Józefa Nurzyńskiego, że powinien swego syna, Jerzego, posłać do gimnazjum. W wyniku tego Jerzy zapisał się do drugiej klasy Gimnazjum Handlowego, gdyż w Wilnie, po zajęciu miasta przez Litwinów, uczęszczał do prywatnego Gimnazjum Kupieckiego, z którego przed wyjazdem do Prus otrzymał świadectwo ukończenia pierwszego roku. W kilka miesięcy po zakończeniu działań wojennych na Lubelszczyźnie brat Józef Nurzyński powrócił do pracy na kolei w Białej Podlaskiej i zamieszkał tam ze swoją rodziną.
Tak się ułożyło, że zamieszkaliśmy razem z Nurzyńskimi w wynajętym mieszkaniu w samym „centrum” miasta na Placu Wolności przy wschodniej ścianie. Na parterze mieścił się posterunek milicji obywatelskiej. Mieszkanie nie było nadzwyczajne, ale składało się z kuchni, jednego dużego pokoju i jednego małego. Było ono na piętrze a do toalety trzeba było schodzić na parter jak też i wodę przynosić na górę. Nurzyńscy zajęli większy pokój, gdyż było ich pięcioro, a my mniejszy, ponieważ było nas troje. Kuchnia była wspólna. Nabożeństwa sobotnie odbywały się teraz u nas. Tak trwało aż do wiosny 1945 roku.
Od tej chwili nabożeństwa sobotnie odbywały się w Białej w naszym wspólnym mieszkaniu. W nabożeństwach braliśmy udział nie tylko my, ale przychodziły także inne osoby, wśród nich Józefa Cichocka z synami Jankiem i Danielem oraz jej córki: Regina Kuźniarska i Halina Budzińska z mężem Bronisławem. Poza tym przychodzili także Józef Hajzer z żoną i synami, siostry Kuczyńskie. Kierownikiem całej grupy adwentystycznej de facto był, najstarszy stażem członkowskim, brat Józef Nurzyński.
Na wiosnę1945 roku mój tatuś postarał się o nowe mieszkanie, także w centrum miasta, przy ul. Warszawskiej, róg Budkiewicza koło Kościoła Katolickiego św. Anny (w XVII w. zbudowany jako zbór ariański). Było ono położone na piętrze i składało się z dwóch dużych pokoi i spiżarki. Była to duża kamienica, która ciągnęła się od pl. Wolności wzdłuż Warszawskiej do Budkiewicza. Właścicielem jej był pan Pisarski i jego wspólnik, ale nie mieli oni żadnego wpływu na sprawy wynajmu mieszkania. Przed wojną mieścił się tam hotel i dlatego wzdłuż długiego korytarza, do każdego pokoju były osobne drzwi a także drzwi wewnętrzne między pokojami. Z czasem nabożeństwa zostały przeniesione do naszego nowego mieszkania. Ten drugi pokój nie był zamieszkały, a służył raczej za skład, gdyż część sufitu była uszkodzona przez pocisk w czasie działań wojennych i nie zostało to naprawione.
Tymczasem coraz więcej osób przychodziło do zboru, a nawet niektóre dojeżdżały z dalszych stron, szczególnie wtedy, gdy przyjeżdżał jakiś kaznodzieja, przeważnie z Warszawy. Z Rossosza od czasu do czasu przyjeżdżała Sabina Jarocka (później z dziećmi), a z Małaszewicz pociągiem Jadwiga Żylińska (pochodziła ze zboru brzeskiego) i nieco później Teofila Trojaczek, która była ochrzczona w Białej na początku lat pięćdziesiątych, z Piszczaca: Kazimiera Rzepecka i jej córka Danuta Rzepecka, z Dubowa rodzina Melaniuków, a w późniejszym czasie także Celina Hawryluk z dziećmi.
W 1946 roku rodzina Nurzyńskich przeniosła się do Stargardu Szczecińskiego. Najpierw latem 1945 roku wyjechał Jerzy Nurzyński, do Koszalina, gdyż tam mógł skończyć małą maturę (zostały mu dwa lata) w jednym roku. Za nim wyjechał służbowo jego ojciec, Józef Nurzyński, do Stargardu Szczecińskiego, gdyż tam zaoferowano mu dobrą pracę dyspozytora ruchu na kolei z wolną sobotą. W jakiś czas potem przeniosła się tam ich cała rodzina. Jeszcze w 1945 roku, zaraz po zakończeniu wojny, wyjechali z Białej Podlaskiej na Kujawy, skąd pochodzili ale zostali przez Niemców wysiedleni, Jurkowska z mężem, który nie był ochrzczony, wraz z trojgiem dzieci. Jej najstarsza córka, ochrzczona, – Lewandowska z pierwszego męża, jeszcze przed powstaniem warszawskim, wyjechała do braterstwa Hintzów do Warszawy. W niedługim czasie, po wyjeździe Nurzyńskich, dwie siostry: Leokadia i Zofia (z domu Kuczyńskie) z mężami, wyjechały także do Stargardu i tam ochrzcili się później ich mężowie, ale przez jakiś czas przychodziły jeszcze do nas na Warszawską zanim wyjechały do Stargardu..
Od 1946 roku zgromadzaliśmy się w naszym nowym mieszkaniu na Warszawskiej, jak niektórzy mówili „pod dzwonnicą”, gdyż naprzeciw wejścia do naszej kamienicy od ul. Budkiewicza było boczne wejście na dziedziniec kościoła św. Anny, a nad bramą wejściową była wieża z dużym dzwonem, który często był używany do dzwonienia na różne nabożeństwa. Po wyjeździe br. Józefa Nurzyńskiego kierownikiem grupy został mój tato, Jan Majchrowski. W późniejszym czasie na krótko wybierani byli starszymi zboru bracia Hajzer i Budziński.
W 1946 roku pierwszy raz po wojnie Zarząd Kościoła (w Krakowie) otrzymał pozwolenie na wydanie broszur do pracy żniwno dziękczynnej i nasz zbór wziął w tym udział. Nie pamiętam ile osób zajęło się kolportowaniem tych broszur, ale wiem że Aleksander Hajzer kolportował wokół Białej (między innymi w Dubowie), a ja w Międzyrzecu, gdzie dojeżdżałem pociągiem (20 km). W następnych latach już nie pozwolono na wydanie tej literatury.
W 1946 roku mój tato i ja pojechaliśmy na pierwszy po wojnie Zjazd Młodzieży Adwentystycznej do Zakopanego. Mój tato pojechał, gdyż po tym zjeździe miał jechać do Krakowa na pierwszy, wyborczy Zjazd Delegatów do Zarządu Kościoła ADS w Polsce (29.8 – 1.09.1946). Był on zaproszony jako delegat z Białej Podlaskiej. Na II Zjazd Młodzieży Adwentystycznej w Ustroniu w roku 1948 pojechało nas troje z Białej: Helena Jarocka i jej ojciec Józef oraz ja, Eugeniusz Majchrowski.
W tym czasie stałymi uczestnikami nabożeństw sobotnich byli: rodzina Marii i Jana Majchrowskich z synami Eugeniuszem i Waldemarem, który urodził się w 1945 r., Aleksander i Józefa Hajzerowie z synami Zbyszkiem i Zygmuntem, Józefa Cichocka z synami Jankiem i Danielem, Halina i Bronisław Budzińscy z synem Bogdanem, Regina Kuźniarska z synami Ryszardem i Kazikiem, Edward Jędrzejczyk z Kozuli (tuż za Białą), Jadwiga Żylińska z Małaszewicz (następnie przeniosła się do Białej), Sabina Jarocka z Rossosza (później z dziećmi: Helą, Ireną, Ryszardem i Janem), siostra Wanda Siedlakowska (była ochrzczona w 1944 roku) przychodziła z nieletnią córką, Kamilą Melaniuk, która była córką jej pierwszego męża, zmarłego na krótko przed wybuchem wojny (nazwisko Siedlakowska po drugim mężu). Pochodzili z Łomaz, ale mieszkali w Białej. Siedlakowska zapoznała się z adwentystami za pośrednictwem Reginy Kuźniarskiej, gdy pod koniec okupacji pracowały razem w pralni mechanicznej. Kamila miała wtedy około 10 lat i do dzisiaj pamięta, że chodzili na nabożeństwa do kaplicy „pod dzwonnicą” oraz to, że wyjeżdżała z dziećmi na kolonie do Bielska, a także z innymi członkami z Białej brała udział w zjazdach w Warszawie na ul Foksal 8, kiedy przewodniczącym był kaznodzieja Jan Kulak i to, że nabożeństwa odbywały się w kościele ewangelicko-reformowanym. Kamila została ochrzczona w 1953 roku w Jeleniej Górze. Przychodziło też szereg osób zainteresowanych poselstwem głoszonym przez nasz kościół. W pobliżu Łomaz mieszkała pani Szostakiewicz z córką Haliną, które częściej uczęszczały do Rossosza (bliska odległość). W późniejszym czasie brat Wacław Żak odwiedzał ich i udzielał lekcji biblijnych.
Od chwili powstania grupy adwentystycznej w Białej Podlaskiej (pierwotnie w Ciciborze) w 1940 roku aż do 1948 roku nie było tam żadnego pracownika biblijnego, który zajmowałby się pracą ewangelizacyjną i opieką nad zborem. Było tak, że gdy w 1948 roku w Ciciborze zmarła siostra Apolonia Ryżko, wysłano telegram do Warszawy z prośbą aby na pogrzeb zmarłej przyjechał jakiś kaznodzieja i przez jakieś niedopatrzenie w Zjednoczeniu nikt nie przyjechał (na czas) pogrzeb zaś przeprowadził starszy zboru Jan Majchrowski. Wszelką pracę w zborze i ewangelizację wykonywali sami członkowie poprzez osobiste świadectwo o Jezusie wśród swoich najbliższych, a więc w rodzinie, a także wśród przyjaciół i znajomych lub sąsiadów. Tak było z rodziną Nurzyńskich (dwie siostry i ich rodziny, a także znajomi), a później Majchrowscy. W tym wypadku, mimo tego że moja mama była bardzo aktywna misyjnie, tylko jedna kuzynka Marii Majchrowskiej, Paulina Demianiuk ze swoim mężem, przyjęli chrzest, a reszta rodziny nie była tym zainteresowana.
Moja mama kilkakrotnie udawała się ze swoimi krewnymi, na ich prośbę, do księży aby od nich usłyszała to czego oczekiwali, że mama jest w błędzie. Skutek był odwrotny. Pewna ciotka z okolic Konstantynowa, zaprowadziła mamę do klasztoru Paulinów w Leśnej Podlaskiej i tam odbyła się dłuższa dyskusja z przeorem, a wynik był taki – powiem krótko, że przeor potwierdził, iż przykazania w Kościele Katolickim zostały zmienione (drugie i czwarte), poradził aby pozostawili mamę w spokoju, a na wyrażoną przez ciotkę obawę, że mama jako heretyczka zginie, powiedział: „jeżeli ta pani zachowa to w co wierzy, będzie zbawiona”. W innym wypadku jeden z kuzynów poszedł z mamą do proboszcza w pewnej parafii (Hrud) i wynik dyskusji był podobny. Ale to i tak nie przekonało tych, którzy nie chcieli być przekonani.
Natomiast niektórzy sąsiedzi a także niektórzy znajomi byli zainteresowani. Pewna sąsiadka, która sprowadziła się do tej samej kamienicy i zamieszkała obok nas w długim korytarzu, gdzie było kilka mieszkań – pani Celina Hawryluk z mężem i dwiema małymi córkami (jedna kilkumiesięczna), była bardzo zainteresowana Pismem Świętym i w wolnych chwilach przychodziła na studium Słowa Bożego do mamy. U niej to zamieszkała tymczasowo jej młodsza siostra, Czesława z domu Melaniuk, która w Białej uczęszczała do gimnazjum krawieckiego, które mieściło się w jednym ze skrzydeł pałacu radziwiłłowskiego. Moje gimnazjum i liceum mieściło się na rogu ul. Warszawskiej i ul. Kraszewskiego. Po przekątnej było ono widoczne (jakieś 50 m.) z okna drugiego pokoju naszego mieszkania.
Członkowie zboru przygotowywali do chrztu zainteresowanych, a kaznodziejowie przyjeżdżali na chrzest. W niedługim czasie z wojska powrócił brat obu sióstr, Henryk Melaniuk. We wrześniu 1949 roku ich troje – Celina Hawryluk, Czesława Melaniuk i Henryk Melaniuk zostało przyjętych do zboru przez chrzest w rzece Krznie. Chrzcił kaznodzieja Marian Kot, który w tym czasie mieszkał z rodziną w Warszawie. W tym samym roku kaznodzieja Włodzimierz Siemienowicz ochrzcił Jana Cichockiego.
Już od 1947 roku w mieszkaniu Majchrowskich na nabożeństwach sobotnich było dość ciasno. Rodzice zwrócili się w imieniu całej grupy do kierownictwa ówczesnej Diecezji Wschodniej z siedzibą w Radomiu (przewodniczący kazn. Aleksander Kruk) o pomoc w znalezieniu w Białej Podlaskiej odpowiedniego lokalu na kaplicę. Pojawiła się także potrzeba stałego pracownika biblijnego na miejscu, gdyż dojeżdżający od czasu do czasu kaznodziejowie nie mogli sprostać potrzebom rozrastającej się grupy adwentystycznej. Chrztów udzielali (w okresie okupacji – Wilhelm Czembor i Hintz) oraz służyli Wieczerzą Pańską. Po wojnie przyjeżdżali kaznodziejowie: Aleksander Kruk, Marian Kot, Włodzimierz Siemienowicz, Konstanty Bulli, Jan Skrzypaszek, Konrad Janyszka i inni.
Latem 1949 roku, na prośbę członków zboru, do Białej został przysłany pracownik biblijny w osobie brata Wacława Żaka, który ukończył Seminarium Duchowne w Krakowie. Ponieważ do tej pory kierownictwo Diecezji nic nie zrobiło w tym kierunku, aby poszukać odpowiedniego lokalu na kaplicę, rodzice postanowili własnym kosztem wyremontować zdewastowany pokój i przeznaczyć go na miejsce nabożeństw.
Wacław Żak był bardzo pomocny w organizowaniu remontu kaplicy, a także w odwiedzaniu członków zboru oraz przyjaciół. W niedługim czasie reszta rodziny Melaniuków zainteresowała się poselstwem adwentowym. Jedynym przeciwnikiem adwentyzmu był ojciec rodziny, Stanisław Melaniuk, który prześladował żonę i córki. Jego sprzeciw nie przeszkodził w tym, aby jego żona Marianna i najmłodsza córka Zofia przyjęły chrzest w 1950 roku, a z nimi przyjął chrzest mąż Józefy Cichockiej – Stanisław oraz jeden brat z Siedlec. Chrztu dokonał kaznodzieja Włodzimierz Siemienowicz. W 1952 roku został ochrzczony mąż Marianny Melaniuk – Stanisław, który wcześniej prześladował rodzinę. Poselstwem adwentowym zainteresował się także brat Marianny, Kazimierz Patejuk, bardzo chory, który na wiosnę 1951 roku przyjął chrzest. Niestety w ciągu następnych kilku miesięcy zmarł. Z jego domu, nieco później przyjęła chrzest nastolatka, Czesława Pawłowicz, córka jego drugiej siostry. W 1951 roku chrzest przyjęła Helena Jarocka (chrztu dokonał kazn, W. Siemienowicz). Na początku lat pięćdziesiątych chrzest przyjęła Teofila Trojaczek z Małaszewicz. W tym czasie chrzest przyjęła siostra Szostakiewicz z Łomaz, która miała córkę Halinę także uczęszczającą do zboru.
Nie pamiętam dokładnie kiedy nasz drugi pokój został wyremontowany i stał się oficjalną kaplicą. Było to pod koniec 1949 roku lub na wiosnę 1950 roku. Kupiono kilkadziesiąt krzeseł i na jakiś czas nie było żadnych trudności w zapewnieniu miejsca wszystkim przychodzącym na nabożeństwa. Czasami do śpiewu na akordeonie grał Henryk Melaniuk (zanim kupiono fisharmonię). W tej kaplicy w sierpniu 1950 roku odbył się pierwszy oficjalny ślub kościelny w Białej, Czesławy Melaniuk i Eugeniusza Jana Majchrowskiego. Ślubu udzielili kaznodziejowie: Józef Rosiecki (ochrzcił Eugeniusza w Brześciu w 1943 roku) i Marian Kot (ochrzcił Czesławę w 1949 roku). Jesienią 1950 roku Czesława i Eugeniusz Majchrowscy przenieśli się do Lublina, gdzie Eugeniusz rozpoczął studia na KUL-u. W późniejszym czasie w Białej odbyło się kilka innych ślubów.
Na początku lat pięćdziesiątych poselstwo adwentowe dotarło do Piszczaca (około 20 km. na wschód od Białej) za pośrednictwem Henryka Melaniuka, który w tym miasteczku zaczął pracować. Chrzest przyjęły Kazimiera Rzepecka i jej córka Danuta. W niedalekiej przyszłości Henryk i Danuta zawarli związek małżeński (ślubu udzielił pr Jan Skrzypaszek). Na nabożeństwa jeździli oni do Białej. W 1955 roku następny ślub zawarli Zofia Melaniuk i Zdzisław Mendrecki (ślubu udzielił kazn. Włodzimierz Siemienowicz). Po pewnym czasie młodzi Mendreccy na wiele lat wyjechali do rodziny Mendreckiego w okolice Brzegu na Dolnym Śląsku. Następnie powrócili do Białej. Gdzieś w połowie lat 50 wyjechał z Białej Edward Jędrzejczyk.
Sporo dzieci zaczęło dorastać. Do 1950 roku kierownikiem młodzieży był Eugeniusz Majchrowski. Odbywały się popołudniowe zebrania młodzieży. Latem często te spotkania odbywały się nad rzeką lub w parku radziwiłłowskim. Później, gdy młodzi Majchrowscy wyjechali z Białej młodzieżą zaopiekował się Jan Cichocki Każdego roku odbywały się chrzty. Zbór wzrastał liczebnie, ale też niektórzy członkowie wyjeżdżali z uwagi na pracę, szkołę i z innych powodów.
Następowały także zmiany stałych pracowników biblijnych oraz kaznodziejów próbnych, którzy opiekowali się zborem. Na początku lat pięćdziesiątych Wacława Żaka zastąpił Bernard Maciejewski, później Józef Stadnik (1952-53). Od drugiej połowy 1953 roku do drugiej połowy 1957 roku nie było w Białej żadnego stałego pracownika biblijnego. Powodem były problemy związane z trudnościami w pracy kościoła ADS w Polsce (ingerencja władz i Urzędu d/s Wyznań). Zborem opiekowali sie starsi zboru oraz dojeżdżający okazyjnie niektórzy ordynowani kaznodziejowie (Konstanty Bulli i Włodzimierz Siemienowicz). Ja sam kilkakrotnie odwiedzałem ten zbór (z Lublina, gdzie studiując, w październiku 1953 roku podjąłem pracę w kościele) jak i grupę koło Łukowa, niedaleko stacji kolejowej Łapiguz, którą opiekował się brat Franciszek Nurzyński (była tam też jego żona, Zofia i br. Koszewscy z córką). Później pracę duszpasterską wykonywali w zborze bialskim: Władysłw Bojko (lata 58-63), Aleksander Bobeszko (1963-65, Marian Wójcik (1966-69), a w latach 1969-73 Jan Kazimierz Bernaś, którego zastąpili kolejno Paweł Lazar (przez dwa lata) i Zbigniew Bar. W międzyczasie, (w różnych okresach) usługiwali w nabożeństwach sobotnich inni duchowni, jak: Jan Jankiewicz z Warszawy, a potem z Zamościa, poza tym Jan Pollok, Tadeusz Michalski, który uczył Czesławę Pawłowicz grać na zakupionej fisharmonii i niektórzy studenci z Seminarium Duchownego w Podkowie Leśnej, jak Marek Ignasiak, Henryk Burzywoda, Paweł Ustupski oraz inni, których posyłano do sobotniego usługiwania w zborze bialskim. Co pewien czas usługiwali kaznodziejowie ordynowani, którzy udzielali chrztów, Wieczerzy Pańskiej oraz przeprowadzali wybory urzędników w zborze, a także prowadzili nabożeństwa żałobne. W tym czasie rodzice wybudowali własny dom przy ul. Rzecznej 15. Wydaje mi się, że niektórzy pracownicy zamieszkiwali w tym czasie na ul Warszawskiej przy kaplicy.
Od połowy lat pięćdziesiątych do końca lat siedemdziesiątych zbór ciągle wzrastał liczebnie dzięki aktywności samych członków i pracy duszpasterskiej pracowników biblijnych. W latach pięćdziesiątych i na początku sześćdziesiątych zostało ochrzczonych wiele młodych osób z domów adwentowych: Zbyszek (Zbyszka chrzcił kazn. W. Siemienowicz) i Zygmunt Hajzerowie. Następnie w 1961 roku córki Celiny Hawryluk – Cecylia, a potem w grupie dwie córki: Teresa i Janina z Ireną Jarocką i Waldemarem Majchrowskim. W tym czasie został także ochrzczony mąż Sabiny Jarockiej, Józef, trudno teraz sprawdzić czy był chrzczony sam czy też w jakiejś grupie. Nie wszystkie daty chrztów można dzisiaj zweryfikować.
W latach 1962 – 64 Waldemar Majchrowski prowadził – pięcio-sześcio osobowy zespół wokalny. Sam grał na gitarze, a dziewczęta śpiewały (Waldek został później powołany do wojska). Poprzednio Waldemar przez pewien czas studiował w Seminarium Duchownym w Podkowie Leśniej. W tym czasie ochrzczeni zostali: Bogdan Budziński i Marysia Nurzyńska z Łukowa, która była w grupie adwentystycznej w Łapiguzie koło Łukowa. W późniejszym czasie zostali ochrzczeni Janusz i Ryszard Jaroccy, a także Ania Hawryluk.
Odbywały się zebrania młodzieżowe oraz wieczorki w mieszkaniach Kuźniarskich, Majchrowskich i Aksamitowskich, czasami u Jarockich w Rossoszu.
Na przełomie lat 1950-60 wiele nowych osób spoza kościoła adwentystycznego zostało ochrzczonych i przyjętych do zboru bialskiego. Wśród nich znaleźli się Paulina Demianiuk z mężem (zamieszkali w Worgólach koło Białej), Panasiukowie, Anna Richtikowa, która miała czworo dzieci, z których później zostali ochrzczeni Ela i Kazik (był jeszcze Edek i Mietek), Zofia Aksamitowska z trojgiem dzieci – Ela i Teresa, zostały także później ochrzczone (nie wiem czy syn Marcin także był ochrzczony).
Nowi członkowie angażowali się w pracę misyjną: Anna Richtikowa, która zajmowała się malowaniem mieszkań, była oddaną diakonisą, a Paulina Demianiuk i Panasiukowa poświęcały się pracy kolporterskiej.
W różnych okresach czasu zbór liczył od 25 do 40 członków, zawsze było bardzo dużo dzieci i młodzieży. Zastanawiałem się nad tym dlaczego tak dobrze rozwijający się zbór od kilkunastu lat, już nie istnieje. Złożyło się na to wiele różnych przyczyn. Na ile mi wiadomo tylko niewiele osób (kilka) opuściło zbór z powodu utraty wiary. Najwięcej osób wyjechało do innych zborów oraz za granicę – szczególnie do Australii. Pierwsza była Teofila Trojaczek, która w 1956 roku wyjechała bezpośrednio do Australii i osiedliła się w Melbourne, gdzie została członkiem zboru North Fitzroy. Poza tym jedni wyjeżdżali na studia i stamtąd już nie powracali do macierzystego zboru, zawierali związki małżeńskie, odbywali służbę wojskową, lub podejmowali pracę w nowych miejscowościach i stawali się członkami tamtejszych zborów. W 1953 roku Hela Jarocka wyjechała do pracy w Seminarium Duchownym w Podkowie Leśnej, gdzie pracowała 4 lata. Później wyjechała do Stargardu, wyszła za mąż. Opuszczona przez męża wróciła do Białej, a w 1969 z synem Mirkiem wyjechała do Australii. Rok wcześniej do Australii wyjechała jej siostra Irena (1968). W 1967 r. do Australii wyjechała Teresa Hawryluk, która w Białej ukończyła trzyletni kurs krawiectwa.
Niektórzy przeszli przez różne doświadczenia. Janusz Jarocki został wcielony do „Służby Polsce” i tam był szykanowany za odmowę pracy w sobotę. Jego komunistyczni przełożeni posuwali się tak daleko, że kazali mu wyrzucać nawóz rękami. Po powrocie do domu uczył się krawiectwa a później został powołany do odbycia służby wojskowej. Po jej ukończeniu ożenił się w Stargardzie i pozostał w tamtejszym zborze, a później wyjechali do Australii. Ryszard Jarocki po zdaniu matury w Białej Podlaskiej poszedł na studia w Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie, którą ukończył z dyplomem magistra. Następnie rozpoczął pracę w Wydawnictwie „Znaki Czasu”, a później został redaktorem. Na tym stanowisku pracował do końca swego życia (zmarł na atak serca przy biurku). Janina Hawryluk po ukończeniu matury w Białej (1964) udała się na studia pielęgniarskie do Lublina, następnie wróciła do pracy w szpitalu w Białej (1967-71). W tym czasie była sekretarzem zboru. W tym samym czasie wyszła za mąż za Jerzego Martyniuka i po trzyletniej pracy wyjechała z mężem do Lublina. Jan Cichocki uczęszczał do Liceum Handlowego (w trakcie nauki zostało przemianowane na Technikum Finansowe). Z uwagi na to, że jeden z egzaminów maturalnych wypadł w sobotę, nie mógł zdać matury. Został powołany do wojska, a po ukończeniu służby wojskowej zdał maturę w systemie zaocznym w Lublinie. We wrześniu 1959 roku zawarł związek małżeński z Anną Pakułą z Kraśnika Lubelskiego. Ślub kościelny odbył się w Białej a następnie młodzi wyjechali do Lublina. W 1975 roku Jan Cichocki został powołany do pracy w kościele w charakterze księgowego (skarbnikiem była wtedy Zofia Kijas) a w roku 1978 został wybrany skarbnikiem i pracował na tym stanowisku w Zarządzie Kościoła przez 3 kadencje. Jego rodzice zmarli w Białej – Stanisław w1972 r., a Józefa w 1991 r..
W połowie lat sześćdziesiątych Zygmunt Hajzer ożenił się z Marysią Nowik w Lublinie i wyjechał z Białej. W tym samym czasie jego ojciec zmarł nagle na atak serca. Jego brat Zbyszek Hajzer z żoną i dziećmi opuścił Białą Podlaską w 1969 roku i wyjechał także do Lublina. W październiku 1966 roku zmarła tragicznie Marianna Melaniuk, matka mojej żony Czesławy. Byliśmy już wtedy w Australii. W 1966 roku odbyły się dalsze chrzty młodych. Na kampie młodzieżowym w Konikowie, w sierpniu, 1966 roku chrzest przyjęli Kazik i Małgosia Kuźniarscy. Niemal dziesięć lat później wyjechali do Australii, Kazik w 1974 roku, a Małgosia w 1976. Ich rodzice – Regina i Karol (nie był ochrzczony) wyjechali także do Australii w 1988 roku.
Mój tato, Jan Majchrowski, przez wszystkie te lata opiekował się zborem w sensie duchowym i administracyjnym. W 1944 roku, jak już było wspomniane poprzednio, rozpoczął pracę w starostwie i był referentem handlowym. Starosta na podaniu zagwarantował mu sobotę wolną od pracy. Ale po latach, gdy rządy komunistyczne okrzepły i wykształciły własne kadry, człowiek wierzący był im niewygodny. W połowie lat pięćdziesiątych starosta powiedział, że zaginęło jego podanie o pracę i prosił aby tato napisał nowe z poprzednią datą, ale na tym nie potwierdził wolnej soboty. Przy najbliższej sposobności, jaką było jakoby nie podpisanie apelu o pokój, tato dostał wymówienie. Jednak jeszcze przed zwolnieniem inny zakład zaproponował mu pracę na lepszych warunkach. W 5 lat po śmierci mamy tato przyjechał do nas, do Australii (1983).
Na przełomie lat 60 i 70 moi rodzice przeszli przykre doświadczenie. W latach 60 moja mama kilkakrotnie odwiedzała Brześć i tamtejszych członków naszego kościoła (pierwszy raz odwiedziła Brześć w 1956 r.), a tato był tam raz albo dwa razy. Za każdym razem udawało im się przewieźć pewną ilość Biblii w języku rosyjskim, gdyż bardzo ich brakowało naszym wierzącym. Wydaje mi się, że było to na początku lat 60, gdy obydwoje rodzice wzięli ze sobą większą ilość Biblii i już polska straż graniczna czy celna w czasie przeglądu bagaży zabrała im część egzemplarzy powiadomili też o tym stronę radziecką. Oni po dokładniejszej rewizji znaleźli jeszcze sporo egzemplarzy, które zarekwirowali i zabronili wjazdu do Brześcia. Potem tato miał sprawę sądową w Białej za „przemyt” nielegalnej literatury. Jednakże adwokat udowodnił, że istniejące, polskie prawo nie zabrania posiadania i kolportowania Biblii. Sprawa została umorzona. Potem, przez jakiś czas przekazywano Biblie przez polskich kolejarzy dojeżdżających pociągami do Brześcia (kolejarze byłi opłacani),
W końcu grudnia 1971 roku do Australii wyjechali Mendreccy z pięciorgiem dzieci. W 1973 roku, także do Australii, wyjechały dwie siostry – Cela i Ania Hawrylukówne. Kiedy odwiedziliśmy zbór w 1975 roku nie był to już prężny zbór, ale nabożeństwa wciąż odbywały się w kaplicy. Moja mama była schorowana i nie mogła już chodzić. Także inni starsi członkowie czuli się już zmęczeni, a młodych ciągle ubywało. Moja mama zmarła na atak serca we wrześniu 1978 roku. Przełom lat 70 i 80 to kolejne odejścia na ziemski spoczynek starszych członków zboru. W różnych latach zmarli Demianiukowie, Panasiukowie, Kazimiera Rzepecka, Zofia Aksamitowska, Anna Richtikowa. Gdy chodzi o Richtikową to otrzymywałem korespondencję od jej córki, gdy jej mama przebywała w szpitalu. Posłaliśmy jej wtedy pewną pomoc pieniężną.
Przez te lata mój tato zajmował się zborem na ile starczało mu sił. Ostatnim pracownikiem był Zbyszek Bar, przez krótki czas, a później nie było już żadnego pracownika. W latach 80 pracował na tym terenie kolportujący ewangelista – Zdzisław Boguń. Kiedy mój tato wyjeżdżał do Australii w 1983 roku, przekazał mu mieszkanie przy kaplicy (trzy lata po śmierci mamy tato wrócił na Warszawską, gdyż pokój przykapliczny był niezamieszkały), które użytkował przez ostatnie dwa lata zanim zdecydował się na wyjazd. Pod koniec lat 80 właściciel wymówił mieszkanie łącznie z kaplicą. Od tej chwili zebrania sobotnie, już tylko niewielkiej ilości członków, odbywały się w mieszkaniu Józefy Cichockiej, a po jej śmierci mieszkała tam jej córka Halina Budzińska (mąż jej wtedy już nie żył). Gdy w roku 1988 odwiedziliśmy z żoną Białą Podlaską było tam tylko niewielu członków, a wśród nich mój brat, Waldemar, którego dzieci uczęszczały do kościoła, gdy nabożeństwa odbywały się w kaplicy. Żona brata nie była adwentystką. Kiedy nie było już kaplicy, a także dzieci w ich wieku też nie było, zaprzestały uczęszczać na nabożeństwa domowe, które odbywały się wtedy w domu Józefy Cichockiej. W 1988 roku odwiedziliśmy Polskę z okazji obchodów jubileuszu stulecia adwentyzmu w Polsce. W tym samym czasie odwiedziliśmy także naszych bliskich w Białej Podlaskiej. Na sobotnim nabożeństwie było już tylko niewiele osób z którymi mogliśmy wspólnie wielbić Boga.
Minęło następnych kilka lat kiedy w roku 1995, będąc w Polsce, odwiedziliśmy bliskich, w czasie sobotniego nabożeństwa (w domu Haliny Budzińskiej – zamieszkała tam po śmierci męża Bronisława i matki Józefy) było także niespełna 10 osób razem z nami. W roku 1999 będąc na nabożeństwie sobotnim u Haliny naliczyłem nas (włącznie z nami) siedmioro osób. W 2004 roku było nas pięcioro, a w 2009 w sobotę modliliśmy się tylko we trójkę w domu mego brata, gdyż Halina zmarła w 2006 roku a z jej synem Bogdanem nie mogliśmy się skontaktować.
Zakończenie
Z tego małego zboru cztery osoby poświęciły się pracy w kościele. W tekście było wspomniane o dwóch i ich pracy w kościele adwentystycznym w Polsce. Byli nimi Jan Cichocki i Ryszard Jarocki. Następni dwaj to Jerzy Nurzyński i Eugeniusz Jan Majchrowski.
Jerzy Nurzyński po opuszczeniu Białej, ukończył szkołę średnią, najpierw w Koszalinie (mała matura) i maturę w Jeleniej Górze. Poczem studiował w Akademii Handlowej w Krakowie, gdzie uzyskał stopień magistra. W międzyczasie studiował teologię adwentystyczną w istniejącym w tym czasie w Krakowie Seminarium Duchownym, a także wykładał tam pewne przedmioty na prośbę dyr. pr. Andrzeja Maszczaka. W latach 1957-60 był skarbnikiem w Zjednoczeniu (tak przedtem nazywano diecezje) Południowym, a w końcu 1960 roku, do wyjazdu z rodziną do Australii, pracował jako duchowny w okręgu katowickim. W Australii, w Canberze, pracował w Ministerstwie Zdrowia, gdzie przed odejściem na emeryturę był dyr. finansów. O jego udziale w życiu kościoła w Australii czytaj w Wiadomościach Polonii Adwentystycznej.
Eugeniusz Jan Majchrowski po ukończeniu matury w 1950 r w Białej Podlaskiej, przez 5 lat studiował na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim historię. Ukończył ze stopniem magistra historii. W tym czasie do połowy 1953 roku studiował zaocznie w Seminarium Duchownym w Kamienicy na Śląsku. W 1953 roku rozpoczął pracę w kościele w charakterze duchownego w Lublinie i województwie lubelskim do 1959 roku, w okręgu katowickim w latach 1959 – 61, a w Radomiu i okręgu radomskim w latach 1961-1964. W 1965 wyjechał z rodziną do Australii.
Eugeniusz Jan Majchrowski
© Wiadomości Polonii Adwentystycznej w Australii nr 2/2011 r (Polish Adventist News)
[1] O przyjęciu adwentyzmu przez Majchrowskich czytaj artykuł: „Moja droga do adwentyzmu” w „Wiadomości Polonii Adwentystycznej”, 1-2/ 2007.
I’m curious to find out what blog system you are using? I’m having some minor security issues with
my latest blog and I’d like to find something more secure. Do you have any suggestions?
I am using WordPress, find it secure enough for my needs.
Good idea