Stworzenie oczami Mojżesza (1)
2012/04/06 5 Comments
Na pustyni
Po wielkim buncie przed wejściem na pustynię mieliśmy wałęsać się po niej przez 40 lat. Wiele razy pragnąłem spisać historię narodu wybranego ale zawsze moje zamiary kończyły się na tym że nie znałem początku. Najstarsi z Izraelitów nie wiedzieli dokładnie jak wyglądało stworzenie świata, a niektórzy z nich mieli różne poglądy na niektóre sprawy. Kilka razy prosiłem Pana by mi pokazał jak to się stało, ale za każdym razem Pan milczał.
Pewnego razu rozłożyliśmy się obozem w wielkiej dolinie. Przybytek stał w całej swojej świetności w centrum obozu. Każdego dnia z wyjątkiem Sabatu Pan zsyłał mannę, wody też mieliśmy pod dostatkiem. W dzień, kiedy słońce wznosiło się coraz wyżej i stawało się gorąco, dziwny obłok który nas prowadził podczas całej wędrówki ogarniał cały obóz i za chwilę było już chłodno. Wyglądał on tak jak inne obłoki, ale kiedy rozpostarł się nad obozem był nieco ciemniejszy. Przez cały czas było widać przez niego słońce, ale to słońce nie raziło wzroku i nie było gorące. Kiedy słońce było na wschodzie lub zachodzie, obłok wyglądał jak młody baranek skąpany w świetle promieni. A kiedy słońce zachodziło i chłód pustynny napływał do obozu, obłok zaczynał się żarzyć i spuszczał na nas ciepłe, migotliwe promyki. Wyglądem przypominały ogień, dlatego mówiliśmy wtedy że to słup ognia. Zresztą tak też wyglądały te promyki dla tych którzy stali z daleka. Dzikie zwierzęta bały się podejść do obozu; słychać było czasami ich ujadanie. Ale nikt w obozie nie bał się słupa ognia.
Kiedy obóz miał wyruszyć w drogę, obłok się unosił i przesuwał w kierunku w którym mieliśmy iść, a my szliśmy tak aby zawsze być pod obłokiem. W nocy podróżowaliśmy podobnie jak w dzień, ale słup ognia wydawał więcej światła a mniej ciepła. Zawsze poruszał się z taką prędkością że lud i zwierzęta nadążyły iść, i nigdy nie zaczął się poruszać dopóki cały obóz nie był gotowy do drogi. Kiedy wojska egipskie o mało nas nie dopadły przy Morzu Trzcin, słup obłoku opadł zupełnie na ziemię, ogarnął całą armię egipską i spowodował tam taką nieprzeniknioną ciemność że nie widzieli gdzie kto jest ani w którą stronę iść. Słyszeliśmy tylko rżenie koni, uderzające o siebie wozy wojenne, krzyk ludzi… a wszystko to było od nas tak jakby do następnego namiotu. My natomiast mieliśmy piękną pogodę i mogliśmy bezpiecznie przechodzić po dnie morza na drugi brzeg.
Obłok towarzyszył nam podczas całej wędrówki, czy to staliśmy obozem czy maszerowaliśmy w nieznanym kierunku. Kiedy było za gorąco, słup obłoku dawał nam chłód, a kiedy słońce chyliło się ku zachodowi, obłok odkrywał niebo i mogliśmy rozkoszować się ciepłem zachodu. Niedługo potem zaczęło się ciemnieć, na niebo wytaczał się wielki wóz i rozsypywał po nim tysiące migotliwych gwiazd, wtedy wszyscy szli do swoich namiotów przygotowywać się do snu. Wkrótce stawało się zimno i nikt z nas nie przetrwałby na pustyni, ale Pan zbliżał się do nas w słupie ognia i ogrzewał namioty swego ludu. Czasami przybywały do nas karawany i po doświadczeniu niesamowitej opieki Boga Izraela ludzie opowiadali innym narodom kto to jest Jahwe.
Tym razem nasz postój zapowiadał się dość długi. Każdego wieczoru wychodziłem z Syporą oraz naszymi synami Gerszonem i Eliezerem przed namiot. Spoglądaliśmy w niebo i zastanawialiśmy się jak daleko są gwiazdy i dlaczego migocą. Nasi synowie, chociaż nie kształceni w szkołach egipskich, mieli ciekawe pytania na temat świata i nie na wszystkie z nich mogłem odpowiedzieć. Coraz częściej, będąc już w namiocie i tuląc się do Sypory, zastanawiałem się nad tym jak złożyć szczątkowe informacje na temat stworzenia świata aby je później opisać w księdze i następnie spisywać historię moich przodków począwszy od Adama i Ewy. Ale nie mogłem zacząć nie wiedząc prawie nic na temat stworzenia świata.
Początek snu
Pewnej nocy ululany do snu ciepłym powiewem od słupa ognia usłyszałem jakiś głos. Najpierw myślałem że coś się stało w obozie, ale po chwili zrozumiałem że ten Głos mówi do mnie. Otworzyłem oczy ale nic nie widziałem — kompletna ciemność w każdym kierunku. Każdej nocy widziałem odblaski słupa ognia przez otwarte drzwi do namiotu, a tym razem była zupełna cisza i zupełna ciemność. Miałem jeszcze w uszach brzmienie Głosu który przemówił do mnie: „Niech stanie się światłość.”[1]
Dzień1
Wpatrywałem się w ciemność i przez chwilę nic nie widziałem. Wydawało mi się że zniknął słup ognia, mój namiot i w ogóle cały obóz. Poczułem się tak jakbym wisiał nad jakąś bezdenną przepaścią i wszędzie dokoła ogarniała mnie bezgraniczna otchłań. Po chwili zobaczyłem coś maleńkiego co lśni z daleka, jakby ziarenko srebra. A potem pojawiło się drugie i trzecie, a wkrótce było już ich tak dużo jak gwiazd na niebie, tylko tyle że nie migotały. Poczułem się nieco lepiej bo nie byłem już sam i te ziarenka przypominały mi niebo które często oglądałem z żoną i synami.
Wtem Głos znowu się odezwał mówiąc: „To jest noc.” Uzmysłowiłem sobie że Głos jest nadal gdzieś niedaleko i cały spektakl dopiero się zaczyna. A maleńkie ziarenka wskazują nie tyle na porę dnia podczas której jest ciemno, ale odcinek czasu. Czyżby to była pierwsza noc na świecie? — myślałem. Za chwilę cała ciemność zaczęła się przerzedzać, stawało się jaśniej i jaśniej, aż srebrnych ziarenek nie było już widać. Wyglądało tak jakby zorza poranna wschodziła na nocne niebo o wczesnym poranku. Ale kiedy tylko straciłem z oczu wszystkie ziarenka, zalała mnie taka wielka światłość że zacisnąłem oczy i ciągle widziałem przerażająco wielką światłość.
Po dłuższym czasie zauważyłem że zrobiło się znowu ciemno i usłyszałem jak Głos powiedział: „Minął wieczór, minął poranek, skończył się pierwszy dzień.” Rzeczywiście, pomyślałem, to był pierwszy dzień stwarzania w którym Bóg stworzył światłość, dokładnie tak jak zapowiedział Głos. Przy tym światłość nocy była inna niż światłość dnia!
Dzień2
Otworzyłem oczy w oczekiwaniu następnych wydarzeń. Widziałem te same srebrne ziarenka co pierwszej nocy, ale coś mi je zaczęło przysłaniać, to znowu odsłaniać. Przypomniało mi się jak będąc na dworze faraona przechadzałem się z moją przybraną mamą nad Nilem. Czasami unosiła się nad nim taka mgiełka i ciekaw byłem co to jest. Wyciągałem jakąś trzcinę z wody i wpychałem ją w mgiełkę aby zbadać całą sprawę. Mówiła mi mama że to latają malutkie kropelki wody, tak jak w chmurach. Jak mogłem, wyciągałem swoją rękę i wkładałem do mgły, i po pewnym czasie była już cała mokra. Tak, to mgła mogła mi przysłaniać malutkie ziarenka. Unosił je jakiś powiew wiatru, gromadził jej coraz więcej i więcej. Czułem ją na mojej twarzy i na dłoniach. Wkrótce zacząłem słyszeć dźwięki chlupiącej wody tak jak wtedy kiedy płynąłem w koszyku po Nilu.
Woda była już wszędzie. Zacząłem się huśtać tak jakbym leżał na jakiejś tratwie a wraz z nią unosił się na powierzchni bezgranicznego i bezdennego morza które wypełniło wielką pustkę, taką jaką czułem pierwszej nocy. Ziarenek już prawie nie widziałem i wydawało mi się że unoszę się na powierzchni wody jak nasz pradziad Noe o którym słyszałem wiele razy. Jeśli on został uratowany wśród nieopisanego ogromu wód, to ja też chyba nie zginę — pocieszałem się.
Wtedy odezwał się głos i powiedział: „Niech powstanie sklepienie pośród wód.” Ucieszyłem się słysząc te słowa bo już wydawało mi się że oddycham mgłą i zaraz zaleję się wodą. Chociaż było jeszcze ciemno, zauważyłem nad moją głową jakby misę z przezroczystego szkła ustawioną dnem do góry. Misa ta była wypełniona powietrzem którym przyjemnie było oddychać. Powiększała się i powiększała, stała się większa niż namiot i ciągle rosła. Bałem się odwrócić głowę aby zobaczyć ogrom wody i na czym pływam, dlatego patrzyłem tylko w górę i obserwowałem jak przezroczysta misa nadal się powiększa i oddala ode mnie. Po niedługim czasie była już taka duża że cały obóz zmieściłby się pod nią, a później i pustynia.
Nagle ta sama światłość, którą widziałem pierwszego dnia, wypełniła misę. Zamknąłem oczy ażeby światłość ich znowu nie poraziła i starałem się zrozumieć co to za misa która rozpostarła się nad moją głową. Wyobrażałem sobie że była już taka duża że dosięgnie maleńkich ziarenek które oglądałem już dwa razy. Miałem też nadzieję że zobaczę je znowu. Woda się uspokoiła i przestało huśtać. Rozkoszowałem się ciepłem które spływało na mnie i osuszało zmoczone ubranie. Nagłe Głos powiedział: „Sklepienie które obserwowałeś to niebo.”
Słyszałem od różnych ludzi że na tym niebie jest bardzo dużo wody, że Bóg zrobił sobie tratwę a na niej wybudował komnaty, i odsuwał zasuwy aby spuścić na ziemię grad lub deszcz. Nie widziałem nic takiego i nie wiem skąd ludzie wzięli takie informacje. Jeśli tak miałoby być, to gdzie Bóg przebywał przedtem? Myślałem też o różnych naukach zdobytych w Egipcie i trudno je było powiązać w jedną całość. Wtem zaczęło się ściemniać. Wiedziałem że zbliża się koniec drugiego dnia.
Dzień3
Zobaczyłem kilka srebrnych ziarenek na niebie. W miarę jak się ściemniało widziałem ich coraz więcej i więcej. Wyglądały już tak samo jak gwiazdy na niebie które widać każdej nocy. Nawet migotały już tak jak gwiazdy. Być może te ziarenka to gwiazdy(?). Gdybym miał sam wydać opinię na ten temat to powiedziałbym że to gwiazdy bo wyglądały jak gwiazdy i nawet migotały jak one. Ale Głos jeszcze nic nie mówił na ten temat, dlatego postanowiłem nie uprzedzać faktów. Nie wiedziałem też skąd się wzięła ta wielka światłość pierwszego dni a potem drugiego, ale może się niedługo dowiem
Poczułem koło siebie jakąś obecność. Nie był to powiew wiatru, było to coś innego, ale bardzo podobnego. Usłyszałem wtedy Głos mówiący: „Niech wody rozleją się na boki aby ukazał się suchy ląd.” Od razu przypomniałem sobie wydarzenia znad Morza Trzcin kiedy to Bóg rozszczepił morze i wysuszył dno aby przeszedł po nim lud wybrany. Zaczęło też bulgotać jak wtedy, ale niewiele widziałem. Po pewnym czasie poczułem tylko że wypłynęła spode mnie wszystka woda i leżałem w jakimś błocie. Przestało mną huśtać ale bałem się ruszyć bo wszystko dokoła było miękkie i mokre. Wierzyłem jednak że zrywający się właśnie wiatr osuszy to błoto i będę mógł wreszcie stanąć na nogi bo tak leżeć i patrzeć ciągle w niebo już mi się uprzykrzyło. A więc wiało i wiało, a plusk wody wydawał się cichszy i cichszy.
Zaczęło jaśnieć. Poruszyłem się trochę żeby się dowiedzieć czy leżę na jakimś gruncie czy ciągle w błocie i ku mojemu zdziwieniu poczułem pod sobą coś miękkiego w dotyku jak futerko baranie. Już chciałem się podnieść i wtem usłyszałem Głos: „Niech ziemia wykiełkuje[2] roślinność. Niech jedne rośliny mają nasiona, a inne owoce z nasionami wewnątrz.” Zerwałem się na równe nogi aby nie przegapić niczego. Tu gdzie było wielkie morze teraz była piękna gleba jakby świeżo zaorana i zagrabiona. Nie była biała jak futro baranka, jak to sobie wyobrażałem, tylko brunatna, ale poza jej kolorem wyglądała jak futro baranka. Przypomniał mi się pradziad Noe który ponoć osiadł z arką na górze podczas kiedy opadały wody potopu i wypuszczał gołębicę aby się dowiedzieć czy jest już roślinność na ziemi. On siedział z rodziną zamknięty w arce, ja natomiast będę mógł zobaczyć na własne oczy jak z gleby wyrastają rośliny.
Tak się też stało. Zobaczyłem małe zielone listki które pojawiały się między grudkami ziemi. Rosły bardzo szybko a widok był cudowny. Podczas siedmiu lat urodzaju w Egipcie zboże nie rosło tak szybko jak te roślinki które teraz widziałem. Nawet pod moimi stopami coś zaczęło rosnąc i łaskotać, musiałem więc chodzić aby nie stać na czymś co pragnie rosnąć. Popatrzyłem nieco dalej od siebie a potem hen pod horyzont i zobaczyłem wszędzie piękną zieleń. Spośród tej zieleni zaczęły wyrastać krzewy i drzewa, a wkrótce nie widziałem już horyzontu. W wielu miejscach kwitły kwiaty i wiele drzew również pokryło się kwieciem. Podszedłem do jednego z takich drzew aby się lepiej przyjrzeć i dostrzegłem szyszki. Były to rośliny które nie miały owoców ale same nasiona. Oczywiście trudno byłoby nazwać szyszki owocami, nawet ptaki i zwierzęta ich nie jedzą. Tak samo jest z orzechami — laskowe rosną w samej skorupce której nikt nie je, a włoskie pokryte są jeszcze skórą której teżnikt nie je.
Spojrzałem na inne drzewa i na wielu z nich widziałem kuleczki które rosły bardzo szybko i nawet zmieniały kolor. To były owoce o których mówił Głos — rosły szybko i wyglądały coraz apetyczniej, już niedługo będą dojrzałe. Wewnątrz owoców są nasiona — czy to w cienkich skórkach, jak w jabłkach czy arbuzach, czy też w twardej skorupce jak w śliwkach. Wszystkie nasiona włożone do gleby wypuszczają korzonki i listki, i jest to początek nowej roślinki która jest taką samą rośliną jak i ta z której pochodzi nasienie. W ten sposób powstaje następne pokolenie i następne, i zawsze będą rośliny i ich nasiona. Widziałem już wiele cudów przed wyjściem z Egiptu, ale to co oglądałem teraz, szczególnie jak listki i owoce rosną tak szybko jakby mijały dni i tygodnie, było nader zachwycające.
Dzień4
Nie zdążyłem się jeszcze nacieszyć widokiem kwiatów i owoców, nie widziałem jeszcze co stało się z wodą, a już pociemniało i skończył się trzeci dzień. Podniosłem głowę do góry aby zobaczyć co dzieje się ze srebrnymi ziarenkami i wtedy usłyszałem Głos: „Niech powstaną lampy[3] na niebie aby dawały światłość[4] nad ziemią i były znakami dla ludzi.” Zauważyłem wtedy jak po niebie wędrował wielki księżyc. Był wspaniały i tajemniczy, zbudowany jakby ze złota i kryształu. Trudno się dziwić ludziom nie znającym prawdziwej historii świata że widząc taką cudowną lampę stawali w zachwycie i czcili ją jako boga. Gdybym nie wiedział że to Jahwe stworzył księżyc, to być może też myślałbym że to Bóg(?).
Jeszcze księżyc nie dokończył swojej wędrówki po niebie a pojawiło się drugie światło z drugiej strony nieba. Obróciłem się szybko żeby zobaczyć drugą lampę i tak zostałem olśniony że zamknąłem oczy i ciągle widziałem jasne koło bez względu na to w którym kierunku obróciłem głowę. Zakryłem oczy rękami, obracałem się dokoła, ale ciągle widziałem poświatę w moich oczach. Było to naprawdę silne światło. Kiedy czekałem aż poświata zniknie mi z oczu poczułem wspaniałe ciepło na moich plecach. Wiedziałem że stałem teraz tyłem do lampy i że ta lampa to słońce. Nie patrzyłem na nią więcej bo wiedziałem że jest za jasna aby na nią patrzeć, tak samo zresztą jak ta światłość którą widziałem pierwszego dnia. Dziwiło mnie tylko to że światłość istniała już prawie 3 dni a dopiero teraz Jahwe stworzył lampy. A co się stało ze srebrnymi ziarenkmi to nawet nie zauważyłem bo byłem zafascynowany księżycem. Domyślam się że te ziarenka to też była tylko światłość, a maleńkie lampki zostały stworzone dzisiaj, w tym samym czasie kiedy Bóg stworzył dwie duże lampy.
Nie mogąc patrzeć prosto w słońce, patrzyłem na to co teraz przykuło mój wzrok. Piękne rośliny o różnych kształtach i odcieniach zieleni, krzewy, drzewa… a ile kolorowych kwiatów tu i tam! Szedłem między nimi i podziwiałem roślinność która żyła zaledwie kilka godzin. Całe powietrze napełnione było przecudną wonią którą lekki wiatr wiał tu i tam. Jakże szkoda że nie ma tu Sypory i synków; na pewno podziwialiby te cuda. Czy aby będę w stanie opisać im piękno którego sam doświadczam?
Druga część jest tutaj.
[1] Po hebrajsku ‘or’ (אור), tzn. promienie świetlne, nie źródło światła.
[2] Tak mówi oryginał hebrajski ‘dasza’ (דּשׁא) kiełkować, zazielenić się.
[3] Po hebrajsku ‘me-or’ (מאור) tzn. źródło światła jak słońce, lampa.
[4] Po hebrajsku ‘or’ (אור) tzn. światłość, w odróżnieniu od źródła światła jak np. słońce lub lampa.
Dokonałem niewielkiej zmiany w powyższym felietonie. Właśnie dowiedziałem się że zgodnie z informacjami opublikowanymi przez Centrum Badawcze Starożytnego Języka Hebrajskiego (zeszyt E-zine 012) ים סוּף (yâm sûph) powinno być przetłumaczone jako Morze Trzcin (lub Morze Trzcinowe). Literalne tłumaczenia Biblii LITV i ISV podają poprawnie ‘Morze Trzcin.’
Z wielką przyjemnością przeczytałem tę część artykułu, czekam na dalsze. To ciekawe.
Wydaje mi się, że nie wszystko co piszesz zgadza się z Biblią. Po co komu takie historyjki? Czy nie lepiej mówić to co uczy Biblia?
Dziękuję za ciekawe pytanie. Odpowiem wkrótce felietonem na temat interpretacji, bo kilka akapitów to ciut za mało aby odpowiedzieć wystarczająco na takie pytanie. CezaryN
Pingback: Stworzenie oczami Mojżesza (4) « Closer to the Truth