W Sabat do restauracji
2010/10/03 1 Comment
Dość często sama myśl o pójściu do restauracji w sobotę łączy się z grzechem. Ale dlaczego? Chciałbym przedstawić prawdziwą fikcję, aby ocenić pewne wydarzenia. „Prawdziwą” bo może się zdarzyć w życiu większości z nas, a jeśli nie, to można sobie łatwo wyobrazić wszystkie koncepcje z nią związane. „Fikcja” bo jest właściwie zmyślona. Posłuchajmy więc co mówi o jednym Sabacie Władek:
Pewnej soboty przyszedłem do kościoła i zobaczyłem Pastora Skrzypaszka z żoną Bożenką, którzy przyjechali do Melbourne z Avondale College (ok. 1000km drogi) chcąc zrobić niespodziankę swojej rodzinie, która akurat w tym czasie udała się do Adelajdy. Ponieważ Pastor jest moim dobrym kolegą i nigdy nie mogę się z nim narozmawiać do woli, skorzystałem z okazji i przedstawiłem mojej żonie pomysł zaproszenia Pastora na lunch. Tak się też stało że moja żona postanowiła sobie zrobić przerwę w przyjmowaniu gości w Sabat i właśnie na tę sobotę przygotowała tylko skromne kanapki. Zaprosiliśmy więc naszych gości na lunch do restauracji, w której każdy brał co chciał i tyle ile chciał. Spędziliśmy tam bardzo przyjemnie cały czas, i właściwie to cały czas poświęcony był tylko na tym by być razem. Po kilku godzinach zapłaciliśmy za lunch i pojechaliśmy spędzić resztę Sabatu w ogrodzie botanicznym. Po zakończeniu Sabatu, odwieźliśmy Pastora Skrzypaszka z żoną do hotelu, a sami udaliśmy się do domu na spoczynek. Jeszcze po wielu tygodniach wspominaliśmy ten dzień w którym nikt z nas nie martwił się o przygotowywanie jedzenia lub zmywanie naczyń. Byliśmy cały czas z ulubionymi gośćmi i odczuwaliśmy bliskość Boga.
Niedługo po tym wydarzeniu w tym samym kościele wydarzyła się podobna historia, ale nieco inna.
Przyjechał Pastor Jankiewicz z żoną z podobną niespodzianką dla swojej rodziny, która akurat wyjechała do innego miasta. Zaprosił ich na obiad Maciej, ale kiedy powiedział o tym swojej żonie Sylwii, rzuciła na niego gromami. W drodze do domu dzwoniła do swoich przyjaciółek aby poratowały ją po kryjomu. Kilka z przyjaciółek zgodziło się jej pomóc za cenę zmiany ich planów sobotnich, a zdenerwowanie i nadwerężenie przyjaźni robiło swoje. Sylwia spędziła sporo czasu w kuchni martwiąc się o to jak podać małe porcyjki różnych potraw jako jeden lunch. Po posiłku należało poskładać wszystkie garnki, talerze i sztućce w kuchni, aby późnym wieczorem lub następnego dnia pomyć wszystko i pooddawać przy najbliższej okazji. Nie wspomnę już o tym, ile poświęcenia i pomocy wymagał ten lunch od przyjaciół Macieja i Sylwii, i ile czasu pochłonęło przygotowywanie potraw, mycie naczyń i odwdzięczenie się przyjaciołom za udzieloną pomoc.
Czy opłaca się skórka za wyprawkę? Wydaje mi się że zapłacenie za restaurację i pozbycie się jakichkolwiek zbytecznych zajęć w Sabat jest lepszym spędzeniem czasu dla wszystkich osób zaangażowanych w pierwszym przypadku niż w drugim. A ile ludzi spędziło swój Sobotni czas w trosce o nagromadzenie jedzenia (a potem doszło mycie wyschniętych garów i odwożenie naczyń), aby uniknąć zapłacenia za usługę w Sabat?
Oczywiście, powyższe historyjki nie obrazują wszystkich możliwych przypadków mogących się stać w naszym życiu, ale myślę że pomogą nam one uniknąć skrajności i potępiania innych za coś, co być może jest lepszym rozwiązaniem niż to z pozoru wynika, i wcale nie narusza prawa zachowania Soboty świętą, a nawet czyni ją rozkoszą. Is58:13
Wszystko opiera się na zaufaniu do Boga, tyle razy powtarzamy ZAUFAJ PANU CAŁYM SERCEM, ale kiedy przychodzi to na nas to robimy po swojemu. Przecież Bóg się nie zmienia i jeżeli potrafił nakarmić 5000 mężczyzn paroma chlebkami czyniąc cud, czy nie był by w stanie tego powtórzyć? Pewny jestem że w tych dwóch sytuacjach każdy by się najadł do syta. Tylko potrzeba było tego bezgranicznego zaufania.